wtorek, 27 września 2016

Aż wstyd się przyznać

Wstyd, nie wstyd, ale muszę się przyznać, iż od ponad tygodnia nie ćwiczę. Jak to się stało? Otóż do siódmego tygodnia szło mi nawet fajnie, pierwszy raz opuściłam dzień ćwiczeń w Luxemburgu, później w Anglii miałam demo i po powrocie zupełnie zapomniałam, na następny dzień jechaliśmy na północ i też jakoś tak nie pasowało, a potem... a potem to już tak jakoś poleciało.
Myślałam, że zacznę od nowa w tym tygodniu, od poniedziałku po powrocie z gór, ale... znów nie zaczęłam. Czas tak szybko mi mija, nie wiem nawet co ja takiego robię. 
Kiedy znów zacznę ćwiczyć??? Nie wiem. Napewno tutaj coś napiszę jak znów zacznę ćwiczyć i mam nadzieję, że będzie to wkrótce.

niedziela, 18 września 2016

I znowu "hiccup"

Otóż w tym tygodniu zaczęłam tydzień 7. Pierwszy i drugi dzień zrobiłam prawie normalnie, w drugim dniu nie zrobiłam silnego zakończenia bo Ranga gdzieś wyszedł, okazało się później, że poszedł do sklepu żeby mi kupić cukier na rogaliki, które miałam piec na demo następnego dnia. Po powrocie nie chciał już robić silnego zakończenia a i mnie się nie chciało. 

Wczoraj miałam robić HIIT i... po raz pierwszy zupełnie zapomniałam, nawet przed zaśnięciem mi się nie przypomniało. Rano nie miałam czasu bo piekłam rogaliki na demonstrację, jak wróciłam musiałam wszystkim podziękować a potem byłam już tak padnięta, że tylko poszłam spać. Dzisiaj przypomniało mi się jak jechaliśmy do Norfolk, myślałam, że zrobię ćwiczenia jak wrócę, ale znów wróciliśmy padnięci, boli mnie głowa a pomimo wszystko zajrzałam jeszcze na Fajsa, i to mnie gubi, już godzina nie moja. Za chwilę idę spać. Zrobię HIIT albo jutro rano, albo już jak wrócimy do Polski we wtorek.

Potrzebuję silnej poprawy bo ostatnio jakoś bardzo sobie zaniedbuję ćwiczenia, aż mi głupio z tego powodu. Ale obiecuję poprawę.

wtorek, 13 września 2016

Powrót do ćwiczeń - tydzień 6, dzień 5 i 6

Tak jak wcześniej pisałam zrobiłam sobie dwa dni przerwy. Stwierdziłam, że nie ma sensu ćwiczenie podczas konferencji. Na kempingu nie bardzo było gdzie robić podciągnięcia czy zwisy czy nawet dipy. Zawsze mnie zastanawia dlaczego mówi się o kalistenice, że nie potrzebne są żadne przyrządy a zawsze ci ćwiczący kalistenikę pokazywani są na jakimś niesamowicie długim drążku, zupełnie nie takim jaki mam w domu, albo całkiem na rurkach wykonanych specjalnie do ćwiczeń.
Nieważne, ominęłam 2 dni ćwiczeń zamiast szukać odpowiedniego miejsca do ćwiczenia. Piąty dzień zrobiliśmy wczoraj a 6 dzisiaj. Nie będę nawet pisać po ile zrobiłam ćwiczeń bo raczej nie wybiegałam poza moją normalną normę. No może dzisiaj w podciągnięciach, ale tylko dlatego, że robiłam najłatwiejszą wersję z dętkami powieszonymi na drążku, żeby pomagały mi podnieść do góry ciężar mojego ciała.
Wspomnę też, że Ranga wskazał na moje kiepskie skakanie przy wykrokach do przodu i dzisiaj bardziej podskakiwałam i muszę przyznać, że jest to trudniejsze. Dochodzi jeszcze do tego jakieś 30 stopni Celcjusza i możecie sobie wyobrazić jak się czułam po tych wykrokach w podskoku a później po przysiadach z wyskokiem. Byłam niesamowicie szczęśliwa, gdy już skończyliśmy. A teraz jest już późno i idę spać. Dobranoc.

PS. dodam tylko zdjęcie z konferencji gdzie mówiłam o demonstracji "Awakening Compassion" (wzbudzanie współczucia) jakie organizowałam w Anglii wsparte o prawo przyciągania.


sobota, 10 września 2016

6 tydzień, dzień 3 - I stało się, ominęłam dzień ćwiczeń

3 dzień 6 tygodnia wypadał 8 września gdy przyjechaliśmy do Luxemburgu na Konferencję Praw Zwierząt. Wyjechaliśmy z Anglii o 5 rano i dojechaliśmy na 16-tą. Rozbiliśmy namiot i pojechaliśmy na konferencję. Wróciliśmy około 22-23-ej w nocy. Przed samym zaśnięciem przypomniało mi się, że nie ćwiczyłam. Już miałam zamiar wstać i ćwiczyć kiedy przypomniało mi się, że kolejny dzień, czyli dzień 4 to dzień odpoczynku. Postanowiłam więc przełożyć ćwiczenia na kolejny dzień. 

Tak więc wczoraj gdy wstałam rano zaczełam ćwiczyć przed namiotem, na trawie, z HIIT jest to dość proste, choć wyglądało pewnie zabawnie dla wielu osób przechodzących obok, dla innych pewnie atrakcyjnie bo jedna z uczestniczek konferencji dołączyła do mnie na jedną rundkę :)

Dzisiaj powinnam mieć dzień 5, 6-go tygodnia, ale... myślę, że opóźnię moją rutynę ćwiczeniową o dwa dni. Zacznę znów w poniedziałek jak wrócimy do Anglii. 

Przepraszam, ale myślę, że tak będzie najlepiej.

środa, 7 września 2016

6 tydzień, dzień 2

W Polsce jest już po 1 w nocy, ale w Anglii jest dopiero po 12 w nocy. Jak łatwo się domyślić, dzisiaj zaczęłam ćwiczyć bardzo późno, było to chyba już o 23:30 czasu polskiego, choć tutaj oczywiście o godzinę później. W tej chwili jestem już po kąpieli.
Ćwiczenia dzisiaj jakoś mnie nie cieszyły, myślę, że wolę ćwiczyć w domu i z rana. Dzisiaj niestety rano zabrałam się za wnoszenie części szafy na górę a później za jej skręcanie. Nie zdążyliśmy skończyć przed wyjazdem. Jak wrócimy do Polski trzeba będzie jeszcze włożyć drzwi do szafy, żeby dobrze jeździły na rolkach. Okazało się, że włożenie drzwi nie jest takie proste.

Ale wracając do ćwiczeń, zrobiłam je dzisiaj tak na szybko. Nie przebiegłam się dla rozgrzewki, zaczęłam od razu od rozgrzewania ramion. Później:
- 4 x 5 podciągnięć (w moim wykonaniu opuszczeń) z szerokiego nachwytu
- 4 x 5 pociągnięć (znów opuszczeń poza pierwszym) z wąskiego podchwytu
- 4 x jakieś 15 sekund trzymania się w pozycji szerokiego nadchwytu
- 4 x 30 skakanych wykroków
- 4 x 15 skakanych przysiadów
Szybkie zakończenie i koniec na dzisiaj, szybko pod prysznic i poszłabym spać, ale muszę jeszcze zrobić prezentację na konferencję w Luxemburgu. Nie mogłam się zmobilizować przez ostatnie kilka tygodni.

Jutro, a w zasadzie to już dzisiaj będzie na mnie czekać HIIT.

wtorek, 6 września 2016

6 tydzień, dzień 1

Wczoraj oczywiście nie zapomniałam o ćwiczeniach, ale niestety nie bardzo miałam czas, żeby się z tego wyspowiadać :) Trochę śmiałam się z siebie bo na blogu o kalistenice napisałam, że na razie nie zamierzam zrezygnować z cukru, którego nieco zjadłam przez ostatnie kilka dni ponieważ zrobiłyśmy z Dziubusia kilka porcji rogalików i wczoraj miałam wrażenie, że jestem nieco słabsza, czyżby to przez cukier? Warto nieco się temu poprzyglądać.

Ale wracając do senda tego blogu, czyli ćwiczeń. Wczoraj miałam dzień pompkowy, który jak już wcześniej pisałam nie wydaje się dłużej dniem pompkowym, ale jakoś nadal tak go nazywam. Otóż zaczęłam od pompek do pozycji deski 4 x 10, które bardzo słabo mi szły. Przyjżałam się jeszcze raz filmikowi Franka i stwierdziłam, że muszę przesunąć dłonie nieco do przodu przed robieniem pompek. Szczelało mi wczoraj w stawie prawego łokcia, co wydaje się zdumiewające, bo odkąd zaczęłam ćwiczyć ponad miesiąc temu to prawie nie miałam z tym problemów. Kiedyś, kilka lat temu miałam często utrudnione robienie pompek przez to strzelanie w stawach łokci. Mam nadzieję, że znów odejdzie na długo.

Drugie ćwiczenie to zanurzenia, które znów robiłam na krzesełkach, tyle, że tym razem nie targałam ich do pokoju, po prostu odwróciłam je w korytarzu, gdzie normalnie stoją i tam ćwiczyłam. Zrobiłam ich 4 x 10. Oczywiście nie wiem jak pełne bo nie widzę się z daleka, ale nie wydaje mi się, żebym opuszczała się na ramionach za nisko.

Trzecie ćwiczenie to podnoszenie nóg wisząc, spróbowałam na drążku, ale kręciły mi się ręce i znów przeszłam na krzesełka. Na krzesłach jest łatwiej, wtedy opieram się o oparcia i wiszę w tej pozycji, zrobiłam 4 x 15. Nie wiem jak mi się tyle udało, ostatnie 3 w serii były zawsze nieco nie dociągnięte.

Czwarte to nareście pompki, których znów zrobiłam tylko 4 x 15, jakoś nie wyobrażam sobie na razie robić więcej.

Ostatnie to podnoszenia na palcach u stopy, i tutaj znów 4 x 15 na każdą z nóg.

Po ćwiczeniach zrobiłam silne zakończenie i miałam już przejść do rozciągania kiedy zdałam sobie sprawę, że sprawdzałam czas na telefonie z godziną w Anglii. Okazało się więc, że muszę szybko iść po Dziubusię do przedszkola. Tata już po mnie jechał, a ja jeszcze musiałam się przebrać. Zrobiłam wszystko w biegu, tata już czekał. Pojechaliśmy po Dziubusię a później do mechanika do Myszkowa odebrać rower. Jak to dobrze znów mieć sprawny rower. Denerwowało mnie scentrowane koło. Z Myszkowa, wracałyśmy do domu jak szalone bo mieli nam dowieźć szafę, okazało się, że byli późno więc zdążyłyśmy. Szafa jednak była pakowana w takie ciężkie pudełka, że nie dałam rady niej sama wnieść na górę, poradziłam sobie tylko z półką na książki, która ważyła jakieś 35 kg. Pudła z szafą ważą chyba ze sto i dzisiaj będziemy chyba wnosić po części.

To tyle nowości o wczoraj. Dzisiejsze ćwiczenia zrobię chyba dopiero wieczorem jak będziemy już w Anglii, kiedy opiszę... zobaczymy.

niedziela, 4 września 2016

5 tydzień, dzień 6

Dzisiaj obudziłam się nad ranem chyba koło 4-tej z niesamowitą werwą do życia i z nowymi marzeniami :) Jednym z nich było wystąpienie w Żarkach Letnisku w przyszłym roku na imieninach hrabiny pokazująć kalistenikę. Czy będę do tamtego czasu wystarczająco dobra? Mam nadzieję.

Dzisiaj miałam dzień podciągnięć i... po raz pierwszy udało mi się podciągnąć w szerokim nadchwycie, nie tak 100% dobrze, ale... to dla mnie niesamowity sukces. Jeszcze kilka dni temu nie mogłam, a teraz... zrobiłam jedno podciągnięcie. Przy normalnym podciąganiu zrobiłam 4 x 1 podciągnięcie (mniej więcej sama) + 6 podskoków z opuszczeniem.
Następne ćwiczenie to podniesienie z wąskim podchwytem, nadal robię tylko jedno sama a później podskoki. Zrobiłam więc 4 x 1 podciągnięcie (przy ostatnim miałam już niezłe problemy) + 6 podskoków z opuszczeniami. Jeśli dobrze pamiętam to po pierwsze rundce Dziubusia póściła fajną muzyczkę z X-Factor'a. Była dziewczyna, która jeszcze kilka miesięcy temu miałą depresję, jakieś stany lękowe, a teraz śpiewała, jeszcze jak pięknie, oczywiście popłakałam się ze wzruszenia, ale później wróciłam do ćwiczeń, czyli do kolejnych 3 rundek podniesień.
Po podniesieniach miałam trzymanie się w podniesieniu. Nadal nie potrafię utrzymać całego ciężaru własnego ciała więc podtrzymuję się nieco na krześle. Wiszę tak, aż nie mogę więcej wytrzymać trzęsienia się ramion.

Poprosiłam Dziubusię, żeby nagrała jak trzęsą mi się ramiona, ale jej ręce trzęsły się chyba jeszcze bardziej więc nie wiem czy jest to widoczne.

Po tych zwisach miałam wykroki w podskokach, których zrobiłam 4 x 30. I na koniec przysiady z podskokiem, których z trudnem zrobiłam 4 x 15. Dziubusia powiedziała, że to super łatwe ćwiczenie, ale z trudnością zrobiła 4 i to jeszcze całkiem nie pełne :) Jak się patrzy to chyba wszystko wygląda prosto. Ja jak patrzę na filmy Franka to wydaje mi się, że on nic nie waży, tak to przynajmniej wygląda.

Och zapomniałam napisać, że dzisiaj zapomniałam o rozgrzewce ramion, ale na szczęście pamiętałam o szybkim zakończeniu, przy którym chyba nadwyrężyłam znów lewe ramię, jakiś mięsień z tyłu ramienia. Och przypomniało mi to, że wcześniej przy podskokach nieco nadwyrężyłam jakieś ścięgno na prawej stopie, ale mogę chodzić, nawet udało mi się zrobić wykroki w podskokach i pompki z podskokami z tą nogą więc pewnie nie jest źle.

Na koniec nareszcie zrobiłam rozciąganie. Najpierw to, a później część tego. Pierwsze było fajne, ale miałam wrażenie, że nieco za krótkie, drugie natomiast miało zdecydowanie za dużo ćwiczeń na nogi, a zdecydowanie za mało na ramiona. Po rozciąganiu pogrzebałam nieco w kanale Odchudzanie bez Kitów i znalazłam chyba jeszcze fajniejsze ćwiczenia.

To tyle na dzisiaj? Nie, zapomaniałam dodać jeszcze zdjęć moich dłoni.



Teraz to już wszystko, do następnego.

sobota, 3 września 2016

5 tydzień, 5 dzień oraz podsumowanie miesiąca

Dzisiaj wracam do swojego starego zwyczaju opisywania ćwiczeń zaraz po ich skończeniu, kiedy jeszcze wszystko jest "na gorąco".

Wczoraj miałam dzień przerwy i przypomniało mi się, że wczoraj mijał miesiąc odkąd zaczęłam ćwiczyć. Gdy patrzę w lustro nie widzę różnicy, czuć jakoś lepiej też się nie czuję, ale gdy wykonuje ćwiczenia to czasami widzę, że czegoś czego nie mogłam zrobić na początku teraz mogę. Zrobiłam też zestawienie zdjęć z ostatniego miesiąca. Czy jest różnica? Oceńcie sami.
Zestawienie progresu miesięcznego ćwiczeń kalisteniki dla początkujących
Ostatnie dwa zdjęcia są robione dzisiaj (przepraszam, że bez uśmiechu), pierwsze na luzie, a drugie ze spiętymi mięśniami ramienia oraz ze wciągniętym brzuchem. Właśnie zauważyłam, że napisałam "miesięcu" zamiast "miesiącu", ale nie będę już zmieniać.

A teraz spróbuję opisać jak mi się dzisiaj ćwiczyło. 

Tak jak już wcześniej pisałam, 5 tydzień to początek tygodnia rozwoju, pierwsze cztery to były tygodnie wprowadzenia, toteż teraz ćwiczenia są nieco trudniejsze, a ja nadal nie jestem w stanie zrobić tych łatwiejszych, dlatego coraz częściej zaczynam się zastanawiać czy po skończeniu 8 tygodnia powinnam przejść na poziom średniozaawansowany czy zostać na poziomie początkującym aż do momentu kiedy będę w stanie wykonać wszystkie ćwiczenia przynajmniej pięć razy, np. pięć samodzielnych podciągnięć na rurce, bo jak do tej pory to jest najtrudniejsze dla mnie.

Dzisiaj na szczęście miałam pompki, przynajmniej przez pierwsze cztery tygodnie tak nazywałam ten dzień, czy te dni, dni pompkowe, teraz już nie mam takiego wrażenia. 

1 ćwiczenie to były pompki, ale z jakiegoś powodu takimi się nie wydają może dlatego, że ręce składa się do deski? Nie wiem. Zrobiłam tych cudaków 4 x 10. Nie wiem czy je dobrze robię, napewno nie wykonuję ich jak w najtrudniejszym poziomie ponieważ często wstaję wcześniej lewą ręką, przynajmniej o setne sekundy. Chyba tylko kilka udało mi się zrobić tak, że wydawało mi się, że podnosiłam się razem dwoma rękami. Schodzenie na dół wydaje się dużo łatwiejsze choć też kilka razy miałam wrażenie, że nie zrobiłam tego równo obydwoma rękami.

2 ćwiczenie to znowu dipy, ale trudniejsze niż wcześniej. Znów przyniosłam krzesełka, bardzo się cieszę, że są takie stabilne. Nie wiem, czy moje zanurzenia były na poziomie 4 czy jakimś innym. Trzymając się oparć krzesła próbuję zanurzyć się tyle ile się da. Zrobiłam tego 4 x 6. Czułam mięśnie, które chyba dopiero miesiąc temu zaczęły się rozwijać, bo wcześniej pewnie nie wiedziałam, że je mam :)


3 ćwiczenie to podnoszenie nóg wisząc na drążku. Najpierw próbowałam z prostymi nogami
ale bardzo kiepsko mi to szło. Huśtanie się nadal jest wielką przeszkodą razem z tym, że mam słabe dłonie i trudno mi się trzymać na drążku. Tak a propos to wczoraj poodrywałam sobie odciski z prawej dłoni, lewa jeszcze jakoś wygląda.
Pierwszą turę zrobiłam z prostymi nogami 1 x 5.
Następne tury robiłam już ze zgiętymi nogami, takich mogłam zrobić więcej, chyba za pierwszym razem zrobiłam 1 x 5 a później 2 x 10.


Kalistenika - podciągnięcie nógKalistenika - podciągnięcie zgiętych nóg

4 ćwiczenie to regularne pompki, których zrobiłam 4 x 15, ale było mi dość ciężko, za każdym razem ostatnie 3 robiłam już z wielkim mozołem




5 ćwiczenie to podnoszenie się na palcach jednej stopy, nadal jest to dla mnie trudniejsze niż na oby dwóch stopach w tym samym czasie, ale znów udało mi się zrobić 4 x 15.

I później jak zwykle silne zakończenie. Dziubusia zaczęła mi przeskakiwać przez nogi jak robiłam boczną deskę i gdy doszłam do normalnej deski już mi to strasznie grało na nerwach więc przerwałam, żeby jej powiedzieć, żeby zostawiła moje nogi w spokoju :) Na koniec 15 podniesień się z deski do pomki wykończylo mnie jak zawsze. Musiałam sobie odpocząć po tym.

Na koniec miałam robić rozciąganie, miałam już nawet otwarty filmik z yogą jaką dostała od Rangi, ale... znów jakoś nie miałam natchnienia. Może jutro?


Tydzień 5 dzień 3 (już dwa dni temu)

Napiszę tylko po krótce, że przeżyłam jakoś ten dzień, ćwiczyłam wtedy na raty, gdy przybiegłam z rozgrzewki zauważyłam, że sąsiadką kuzynki jest moja koleżanka z podstawówki, więc trochę poklachałyśmy. Później przyszła jej córka więc zaczęły się z Dziubusią przebierać, zdażało się więc, że od czasu do czasu opóźniałam ćwiczenia bo musiałam, którejś albo zapiąć sukienkę, albo pomóc, którąś zdjąć i takie tam. 
Później wróciła koleżanka po swoją córkę więc znów miałam przerwę w ćwiczeniach, niezależnie od tego i tak na koniec byłam wykończona.
Silne zakończenie tego dnia było o wiele trudniejsze niż zazwyczaj. 
Och dodam może jeszcze, że deska (plunk) po wspinaczce górskiej była zabójstwem, szczególnie, że od tego tygodnia jest dłuższy czas. 45s biegu z nogami pod klatkę piersiową, 30 sek deska, 45 sek wspinaczki górskiej, 30 sek deska i 45 sek. pajacyka, którego nadal najbardziej lubię bo to jedyny czas kiedy odpoczywam.

To tyle o 3 dniu, który był dwa dni temu a jakoś do dzisiaj nie zmobilizowałam się, żeby go opisać.