Wczoraj oczywiście nie zapomniałam o ćwiczeniach, ale niestety nie bardzo miałam czas, żeby się z tego wyspowiadać :) Trochę śmiałam się z siebie bo na blogu o kalistenice napisałam, że na razie nie zamierzam zrezygnować z cukru, którego nieco zjadłam przez ostatnie kilka dni ponieważ zrobiłyśmy z Dziubusia kilka porcji rogalików i wczoraj miałam wrażenie, że jestem nieco słabsza, czyżby to przez cukier? Warto nieco się temu poprzyglądać.
Ale wracając do senda tego blogu, czyli ćwiczeń. Wczoraj miałam dzień pompkowy, który jak już wcześniej pisałam nie wydaje się dłużej dniem pompkowym, ale jakoś nadal tak go nazywam. Otóż zaczęłam od pompek do pozycji deski 4 x 10, które bardzo słabo mi szły. Przyjżałam się jeszcze raz filmikowi Franka i stwierdziłam, że muszę przesunąć dłonie nieco do przodu przed robieniem pompek. Szczelało mi wczoraj w stawie prawego łokcia, co wydaje się zdumiewające, bo odkąd zaczęłam ćwiczyć ponad miesiąc temu to prawie nie miałam z tym problemów. Kiedyś, kilka lat temu miałam często utrudnione robienie pompek przez to strzelanie w stawach łokci. Mam nadzieję, że znów odejdzie na długo.
Drugie ćwiczenie to zanurzenia, które znów robiłam na krzesełkach, tyle, że tym razem nie targałam ich do pokoju, po prostu odwróciłam je w korytarzu, gdzie normalnie stoją i tam ćwiczyłam. Zrobiłam ich 4 x 10. Oczywiście nie wiem jak pełne bo nie widzę się z daleka, ale nie wydaje mi się, żebym opuszczała się na ramionach za nisko.
Trzecie ćwiczenie to podnoszenie nóg wisząc, spróbowałam na drążku, ale kręciły mi się ręce i znów przeszłam na krzesełka. Na krzesłach jest łatwiej, wtedy opieram się o oparcia i wiszę w tej pozycji, zrobiłam 4 x 15. Nie wiem jak mi się tyle udało, ostatnie 3 w serii były zawsze nieco nie dociągnięte.
Czwarte to nareście pompki, których znów zrobiłam tylko 4 x 15, jakoś nie wyobrażam sobie na razie robić więcej.
Ostatnie to podnoszenia na palcach u stopy, i tutaj znów 4 x 15 na każdą z nóg.
Po ćwiczeniach zrobiłam silne zakończenie i miałam już przejść do rozciągania kiedy zdałam sobie sprawę, że sprawdzałam czas na telefonie z godziną w Anglii. Okazało się więc, że muszę szybko iść po Dziubusię do przedszkola. Tata już po mnie jechał, a ja jeszcze musiałam się przebrać. Zrobiłam wszystko w biegu, tata już czekał. Pojechaliśmy po Dziubusię a później do mechanika do Myszkowa odebrać rower. Jak to dobrze znów mieć sprawny rower. Denerwowało mnie scentrowane koło. Z Myszkowa, wracałyśmy do domu jak szalone bo mieli nam dowieźć szafę, okazało się, że byli późno więc zdążyłyśmy. Szafa jednak była pakowana w takie ciężkie pudełka, że nie dałam rady niej sama wnieść na górę, poradziłam sobie tylko z półką na książki, która ważyła jakieś 35 kg. Pudła z szafą ważą chyba ze sto i dzisiaj będziemy chyba wnosić po części.
To tyle nowości o wczoraj. Dzisiejsze ćwiczenia zrobię chyba dopiero wieczorem jak będziemy już w Anglii, kiedy opiszę... zobaczymy.